Trochę nietypowo, bo muzycznie. Jednak obok
nowej płyty Airbourne'a nie da się przejść obojętnie. Dla mnie ta kapela stała
się swoistym następcą AC/DC, którego to jestem wielkim fanem, a ostatnie
zmiany, które w AC/DC zaszły, przemilczę. Pierwszy kontakt z Airbournem
miałem jakieś pięć, może sześć, lat temu. Przesłuchałem dwa albumy i zbierałem
zęby z podłogi. Sprawdziłem od jak dawna grają i zebrałem zęby drugi raz.
Pomyślałem sobie coś w stylu "jak to jest możliwe, że w dzisiejszych
czasach grupa młodziaków nagrywa muzykę żywcem wyjętą z lat
siedemdziesiątych?".
Ja muzycznie nie jestem wymagający - jaram się AC/DC, Black
Sabbath i Motorhead. Ma być głośno, chwytliwie i przy nowym albumie muszę od
pierwszej nuty słyszeć styl danego zespołu. Tak jest w przypadku Breakin' Outta
Hell. Wszystko (no prawie) się zgadza od początku do końca. Zaczyna się
tytułowym numerem, który od razu podkręca tempo na bardzo wysokie obroty. Niby zwykłe darcie mordy, proste
riffy, ale od razu wiadomo kto nagrał ten album. Natomiast dziwi mnie wybór
Rivalry na drugi singiel - piosenka zaśpiewna, taka stadionowa i dość lekka. W
moim odczuciu zbędny element tej układanki. Potem mamy przejście do Get Back
Up, które powolnym tempem potrafi się rozhuśtać i wymusza na ciele słuchacza
równomierne potupywanie. It's Never Too Loud For Me utrzymuje klimat
poprzedniego utworu, a końcówka jest okraszona soczystą solówką w
airbourne'owym klimacie. Thin The Blood można porównać do Bad Boy Boogie AC/DC
- szybko, skocznie i głośno, a i nawet zespół braci O'Keeffe uczynił kiedyś coś
podobnego - mam na myśli It Ain’t Over Till
It’s Over z
albumu No Guts. No Glory. I'm Going To Hell For This jest numerem, który z
chęcią wrzuciłbym na soundtrack serialu Sons of Anarchy - agresywny, z pazurem,
grany nieco wolniej, ale z dużym powerem. Kolejny utwór - Down On You - mógłby znaleźć się na płycie Let There Be Rock i bardzo dobrze komponowałby się z pozostałymi, które się na niej znajdują. Następnie mamy Never Been Rocked Like This, który - o zgrozo! - znowu mógłby trafić na płytę AC/DC. Wstęp mocno kojarzy mi się z numerami z Ballbreakera. When I Drink I Go Crazy to kompozycja, która trwa nieco ponad dwie i pół minuty i jest to szybka nawalanka bez zbędnych wstępniaków i finezyjnych popisów wirtuozerskich (a to takie tu są?). Do Me Like You Do Yourself brzmi jak idealne tło dla filmów sensacyjnych z lat osiemdziesiątych - Arnold, kiepska pirotechnika, spluwy i Airbourne. To naprawdę by się dobrze komponowało;) Zwieńczeniem albumu jest It's All For Rock N' Roll - bujający hymn, który idealnie sprawdzi się jako krótki odpoczynek na koncercie. Dodatkowo można poskandować "All for rock n' roll!!!".
Po przebrnięciu przez wszystkie jedenaście utworów czuję dużą satysfakcję, bo czekałem i się doczekałem. Oczekiwałem że będzie właśnie tak, jak jest. Bardzo cieszy mnie, że Airbourne na swoim czwartym albumie utrzymuje poziom, do którego mnie przyzwyczaił, a nawet - w moim mniemaniu - nagrał płytę lepszą niż Black Dog Barking, które było dość nierówne. Bardzo cieszy mnie to, że istnieje młoda kapela, która może dać bardzo dużo radości fanom prostego rocka i nagrywać płyty, które w obliczu zmierzchu rockowych dinozaurów są bardzo potrzebne. Pewnie ciężko będzie im wskoczyć na poziom, który pozwala zapełnić stadiony, ale ja za nich mocno trzymam kciuki i z niecierpliwością czekam na kolejne płyty! Dodatkowo polecam Wam bardzo mocno ich koncerty - set nie jest długi, ale można poczuć moc od pierwszej do ostatniej minuty i po ostatnim numerze wykręcić dwa wiadra potu z koszulki. Poza tym panowie nie gwiazdorzą i chętnie po gigu robią sobie zdjęcia i rozdają autografy, co widać na poniższym obrazku:)
OCENA ALBUMU:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz